19.2.13

czapucha

Wróciłam do domu i jak to można było przewidzieć ogarnęła mnie panika na samą myśl o tym wszystkim co mam teraz zrobić. Na raz. A przede wszystkim ogarnęła mnie senność po całym dniu uganiania się za czapką, którą zostawiłam w busie jadąc na ferie... nieważne jak to się stało, nie pytajcie, sama nie wiem. Mam moją czapusię kochaną, o której już pożegnalnie śniłam po nocach. Nie przesadzając uganiałam się dziś za nią pół dnia śledząc różne busy i busiki, na mrozie, z dzieciakiem na podorędziu i dużym podróżnym plecakiem pełnym książek. Oczywiście jak na prawdziwą kobietę przystało nie wiedziałam jakim jechałam busem, jaki miał nr rejestracyjny, jaka marka, jaka firma, ba - nawet jaki kolor. A to ponoć kobiety pamiętają. W końcu udało mi się ustalić, że jechałam z panem Bogdanem (obliczyli mi to inni kierowcy na podstawie dnia i godziny odjazdu) i zdobyć do niego numer telefonu. Potem pół dnia polowania na niego, kilka kompromitacji w różnych miejscach... i spotkanie z panem Bogdanem na żywo! A z nim - moja czapka :) Pewnie zapytacie czy nie łatwiej, szybciej i szykowniej byłoby po prostu kupić nową czapkę? Oczywiście, że nie! To nie byłaby moja zielona czapusia wyszperana milion lat temu w ciuchlandzie, ciepła, miła i wysłużona. Ona jest już częścią mojej rodziny ;)


 Tak sobie myślę kiedy to czytam... mam prawo być zmęczona rzeczywiście, zastanawiałam się o co mi chodzi, czemu nie mam ochoty śmigać po domu jak nakręcany robocik. Więc idę spać :)
Pa.

2 komentarze:

  1. Ma taki kolor, że musiała znaleźć;))) Pan Bogdan pewnie też miał ubaw po pachy;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że musiała! A pan Bogdan okazał się naprawdę miłym i wyrozumiałym facetem, oderwał się nawet dla nas od fast-obiadu, żeby wrócić na parking, otworzyć busa i poszukać czapki razem z nami :) Szacun dla pana Bogdana :D

      Usuń

dziękuję :)